Pałac, który dostała Warszawa, choć… nie do końca chciała

Czy wiesz, że Pałac Kultury i Nauki ma własny… profil na Tinderze? Serio. Zajrzyjmy w opis: „wysoki, z dobrym widokiem, lubię kino, teatr i spacery po dachu”. Trudno się dziwić – z takim wzrostem (237 metrów razem z iglicą!) ma szansę zdobyć każde serce. Albo przynajmniej wzrok. Bo czy się go kocha, czy nienawidzi – trudno przejść obok niego obojętnie.

Dar od „Wujka Stalina”

Zanim PKiN na stałe wbił się w panoramę Warszawy, stolica miała zupełnie inny klimat. Po wojnie miasto było zniszczone, ludzie próbowali się podnieść z gruzów, a władza ludowa kombinowała, jak pokazać światu, że socjalizm to przyszłość.

I wtedy, jak grom z jasnego nieba, spadł na Polskę „dar narodu radzieckiego” – czyli pomysł wybudowania w Warszawie ogromnego pałacu. Oczywiście nie z dobrego serca, tylko z myślą o propagandzie. Pałac Kultury i Nauki miał być symbolem przyjaźni polsko-radzieckiej, ale też pokazem siły – coś na zasadzie: „popatrzcie, co możemy wam zafundować, nawet jeśli nie bardzo tego chcecie”.

Projekt powierzono radzieckiemu architektowi Lwowi Rudniewowi, a do budowy ściągnięto kilka tysięcy sowieckich robotników. Mieszkali w specjalnie wybudowanych osiedlach, które w latach 50. były bardziej luksusowe niż standardy dla przeciętnego Polaka. PKiN powstawał w latach 1952–1955 i był największym budynkiem w Polsce (i długo jeszcze takim pozostał).

Wieżowiec z historią

Choć Pałac miał być symbolem nowoczesności i postępu, od początku budził skrajne emocje. Jedni się nim zachwycali, bo przecież nowoczesny, wysoki, monumentalny. Inni traktowali go jak zło konieczne, bo był prezentem od Związku Radzieckiego, czyli de facto od okupanta.

Ale z czasem Pałac wrósł w krajobraz miasta i stał się… no cóż, niechętnie przyjmowanym, ale jednak – znajomym sąsiadem. W jego wnętrzach działały (i nadal działają) teatry, kina, muzea, uczelnie, instytuty naukowe, a także Sala Kongresowa, w której występowali m.in. The Rolling Stones (w 1967 roku!), Marlena Dietrich, a nawet… Józef Cyrankiewicz (choć ten raczej przemawiał niż śpiewał).

W 1980 roku, gdy Polska powoli szykowała się do wybuchu „Solidarności”, PKiN stał sobie jak gdyby nigdy nic – monumentalny, nieruchomy, jak symbol władzy, której czas powoli mijał. Przetrwał wprowadzenie stanu wojennego, przemiany ustrojowe, pierwsze wolne wybory i boom na kapitalizm.

Z ciekawostek pałacowych…

  • Windziarze z licencją na wszystko: PKiN od zawsze miał własnych operatorów wind. W PRL-u ta funkcja była prestiżowa, bo nie każdy umiał obsłużyć taką windę, która zatrzymywała się tylko wtedy, gdy dobrze „złapać” odpowiedni moment.
  • Podziemia pełne legend: Mówi się, że pod Pałacem znajdują się schrony atomowe, tajne tunele, a nawet… podziemna linia metra, której nikt nigdy nie widział. Niektórzy twierdzą, że przez lata przechowywano tam coś w rodzaju „archiwum X”.
  • Zegar z ambicjami: Na szczycie PKiN zainstalowano w 2000 roku ogromny zegar, który miał być największym w Europie. Nie udało się – Londyn ma Big Bena, ale warszawski czasomierz i tak budzi respekt, bo jego tarcza ma 6 metrów średnicy.
  • Taras z widokiem na wszystko: Taras widokowy na 30. piętrze (114 metrów nad ziemią) to jedno z ulubionych miejsc turystów. Widać stąd całą Warszawę – od Starego Miasta, przez Stadion Narodowy, po biznesowe wieżowce Woli.

Pałac kontra nowoczesność

Dziś PKiN stoi otoczony przez nowoczesne biurowce, które wyglądają jak z zupełnie innej bajki. Warszawa zmieniła się nie do poznania, ale „pałac Stalina” (jak niektórzy nadal mówią) wciąż dominuje w centrum. Choć wiele razy pojawiały się pomysły, żeby go zburzyć – bo „brzydki”, bo „symbol zniewolenia” – to jednak żaden rząd się na to nie odważył.

Co ciekawe, PKiN był inspiracją dla wielu innych budynków. Jego „kuzyni” stoją m.in. w Moskwie (tzw. „siedem sióstr Stalina”), w Rydze, a nawet w Bukareszcie. Ale to warszawski pałac jest jedynym z nich, który ma tak intensywnie społeczną historię – od bycia symbolem komunizmu, przez scenę koncertową, aż po… imprezy sylwestrowe transmitowane w telewizji.

Miłość po przejściach

Można powiedzieć, że warszawiacy mają z Pałacem relację trudną, ale trwałą. Kiedyś – z musu, dziś – bardziej z sentymentu. Bo choć zbudowano go ku chwale komunizmu, to ostatecznie stał się częścią życia miasta: to tu dzieciaki jeżdżą na lekcje do Pałacu Młodzieży, tu odbywają się targi książki, koncerty, wystawy, pokazy mody i zloty fanów mangi.

PKiN ma też swoje pięć minut w popkulturze – pojawia się w filmach, książkach, a nawet grach komputerowych. Dla turystów to obowiązkowy punkt programu, dla mieszkańców – punkt orientacyjny, jak wieża Eiffla dla Paryża. No, może trochę mniej romantyczny, ale za to bardziej „z charakterem”.

Łazik. Miłośnik wędrówek po górach i po płaskim, nie gardzę jednak również dwoma kołami napędzanymi siłą mięśni. Fascynują mnie wszystkie miejsca, nawet te, które teoretycznie nie mają niczego do zaoferowania. Bo to tylko teoria - wszędzie można odkryć coś cudownego. Prywatnie mąż, ojciec i niewolnik dwóch najpiękniejszych kotów na świecie.

Opublikuj komentarz